Tydzień był na tyle pracowity, że człowiek nie miał czasu, aby przygotować sobie coś na tyle wymyślnego, by znalazło się na blogu. Poniższe śniadanie na pewno do takich nie należy, ale by przerwać milczenie, przydałoby się coś wrzucić. Oczywiście całość wyszła dość niespodziewanie, po prostu w oko rzuciło mi się okrągłe pieczywo o pięknej nazwie – płomyk galicyjski. Wagowo ciężko mi określić, rozmiarowo również, ale kluczowe, że w smaku dobre i co ważne, z dodatkiem kminku. Na pewno jeszcze z niego skorzystam (chyba, że popyt będzie mały i się straci z piekarni), zwłaszcza, że cudownie będzie pasował do kanapek i co najważniejsze na grilla. Sama jajecznica to nic szczególnego, duża ilość cebuli pokrojonej w piórka, trochę boczku, majeranek, pieprz i kilka jajek. Muszę dodać także, że sam płomyk został osobno podgrzany i lekko wysmarowany oliwą, efekt o niebo lepszy niż jeżeli jajecznica wylądowałaby na zimnym pieczywie.