Człowiek ma obecnie tyle pracy na głowie, że je zwykle coś na szybko, a w moim przypadku to najczęściej makaron. Na szczęście znalazła się chwila, by wrócić do książki z kuchnią śląska i stworzyć coś, co jak w przypadku karminadli górnośląskich jest niesamowite jeżeli chodzi o smak.
Przepis w całości pochodzi z książki „Kuchnia śląska” (seria Swojskie Jadło, pod redakcją Ewy Krasnopolskiej), lecz nie obyło się bez modyfikacji.
- 5-6 ziemniaków (w oryginale 70 dag),
- 2-3 śledzie z tacki (w oryginale 50 dag śledzi zielonych),
- kilka plasterków salami (w oryginale 10 dag boczku wędzonego),
- 3-4 łyżki mąki (w oryginale 1 pełna łyżeczka),
- 1 jajko,
- smalec,
- sól, pieprz mielony, majeranek,
- średnia cebula, sok z połowy cytryny.
Ziemniaki oczywiście trzemy na tarce, dodajemy drobno posiekane: śledzie, salami, cebulę. Mieszamy z jajkiem, mąką oraz przyprawami. Smażymy naturalnie na smalcu. Całość po zasmażeniu ląduje na papierowym ręczniku, bo jak widać na zdjęciu ma co z nich ociekać.
W moim przypadku śledzie moczone były wcześniej w mleku. Nie mam szczęście ostatnio do tacek i praktycznie każda firma serwuje mi coś niewyobrażalnie słonego.
Jeżeli ktoś myślał, że normalne placki ziemniaczane są genialne, to powinien niewątpliwie sprawdzić te. Miks śledzia, salami jest po prostu niesamowity i dobrze, że się na niego skusiłem. Warto także dodać, że są znacznie lepsze na ciepło, aniżeli na zimno, ale to najprawdopodobniej kwestia gustu.